Skąd u Ciebie ta roślinna pasja?
Pasja wzięła się od mojego pierwszego wyjazdu na wakacje do Tajlandii, to było kilkanaście lat temu – klimat zwrotnikowy, wilgotny, rośliny rosną tam jak szalone. Wtedy to pierwszy raz zobaczyłem rośliny, które my mamy w domach, a tam rosną sobie w „ogródku”, pną się po pniach palm, z liśćmi wielkości mojej głowy i większymi, takie np. epipremnum złociste. Potem były kolejne kierunki, bo Tajlandia jeszcze tak bardzo nie rozgrzała mojej miłości do roślin, więc była również Kambodża, Wietnam… Wtedy dopiero moja zielona miłość osiągnęła apogeum. Uwielbiam Azję, to dla mnie numer jeden.
Wyjazdy turystyczne czy zajmujesz się roślinami zawodowo?
Wyjazdy były wyłącznie turystyczne, zawodowo nie mam nic wspólnego z roślinami. Prowadzę hotel, mały biznes, rośliny pojawiły się przy okazji i tak mnie zaczęły kręcić, że poszedłem na studia, na architekturę krajobrazu i właśnie zaczynam ostatni semestr II stopnia.
Ale skoro prowadzisz hotel, to pewnie Twoja pasja może się w nim realizować?
Taaak, w hotelu jest dużo roślin. Tylko tam wybrałem gatunki, które są prostsze w uprawie, bo nie zawsze mam czas skakać przy nich – chodzi o nawożenie, podlewanie. Wybrałem epipremnum złociste, fikusa benjamina, palmę areka, skrzydłokwiaty, filodendrony. To są te gatunki, które mniej ode mnie wymagają.
Sam zajmowałeś się wystrojem tego hotelu?
Jeżeli mam swój biznes i chcę, aby on był odzwierciedleniem tego, co lubię, to muszą być w nim rośliny. Zazwyczaj goście, którzy przyjeżdżają, zwracają na to uwagę, często jest wielki podziw, bo tych roślin jest tam naprawdę bardzo dużo. Tym bardziej, że chyba wszyscy wiemy jakie są w tej chwili trendy – urban jungle.
Właśnie chciałam zagadnąć o trendy – jak myślisz, skąd się to pojawiło, że wszyscy stali się miłośnikami roślin?
Chyba przyczyniła się do tego pandemia, bo zostaliśmy zamknięci w domach. Na roślinnych grupach facebookowych pojawiło się zatrzęsienie różnych ofert z roślinami – wymiana, sprzedaż, kupno. Często kwiaciarnie były zamknięte, przez co biznesy zostały przeniesione do Internetu… Urban jungle już od dość dawna funkcjonuje na Zachodzie. Do nas moda na rośliny przyszła właśnie stamtąd.
Mam wrażenie, że był moment zapomnienia niektórych roślin, np. paprotek, które się kojarzyły z PRL-em i z zakurzonymi bibliotekami…
…Z babciami, z korytarzami szkolnymi. I nastąpił odwrót, ale zapoczątkowali to oczywiście młodzi. Osoby, które mnie obserwują, zwłaszcza te starsze, mają te dawne skojarzenia – biblioteka, szpital, babcia. Bo babcie miały zawsze rękę do roślin, tylko, że one nie pielęgnowały tych ekstremalnie egzotycznych, które wymagają specjalnego podłoża, odpowiedniej wilgotności, dodatkowego oświetlania etc.
Czy rośliny mają wpływ na to, jak odbieramy wnętrze?
Oczywiście! Jeśli chodzi o home staging, to rośliny nie mogą być małe. Nie może nastąpić zagracenie mieszkania małymi roślinkami. Czyli kilka doniczek na parapecie, pięć tu, sześć tam. Nie, to muszą być od razu duże, dojrzałe rośliny. Duża roślina jest efektem wow. Jest wiele gatunków roślin, które nie są trudne w obsłudze. Często zdarza się tak, że mieszkanie pod wynajem lub do sprzedaży może postać dość długo puste, więc muszą to być rośliny wytrzymałe choćby na przesuszenie.
Stąd opcja sztucznych roślin, homestagerki mają takie sytuacje, kiedy w lokalu nikt nie mieszka i nie można zostawić tam roślin, bo nikt nie będzie ich podlewał… Ale pewnie nie jesteś zwolennikiem? (śmiech)
Ja jestem na „nie”, choć owszem, są piękne sztuczne rośliny, z wysokiej jakości materiałów i faktycznie przypominające do złudzenie te żywe, no, ale w dalszym ciągu jest to sztuczna roślina… Nie jestem zwolennikiem takich rozwiązań.
To jakie roślinne polecenia do HS? Co jest w trendach, co zrobi najlepsze wrażenie?
Roślina, która od dawna jest w trendach to Monstra deliciosa. Jest symbolem całego założenia urban jungle. Miejska dżungla została zmieniona na domową dżunglę i chodzi w tym wszystkim o to, aby zewnętrze zaprosić do wnętrza. To wszystko przejawia się w gadżetach roślinnych, w nadrukach, w motywach typu tapeta w liście, zasłony, pościel itd. To też zwierzęta, owady. Podsumowując, urban jungle to fauna i flora zaproszona do środka.
U Ciebie w mieszkaniu występują roślinne dodatki?
Ja mam w mieszkaniu tylko i wyłącznie żywe rośliny, do tego doniczki czyste, bez nadruków, bo lubię minimalizm. Była tendencja na tworzenie mieszkań w surowym, sterylnym stylu. Ale teraz ta sterylność jest łamana dodatkami naturalnymi, żywymi czyli roślinami. Do tego materiały we wnętrzu – drewno, szkło, stal, juta, bambus, słoma. Wszystko, co jest naturalne, zawsze dobrze wygląda. Można to mieszać ze sobą np. styl nowoczesny z naturalnym.
Mity na temat niektórych roślin – że pozornie są łatwe w uprawie, a niekoniecznie… I co polecić komuś, kto nie ma ręki do roślin?
Nie ma łatwych roślin. Mogą ewentualnie być łatwiejsze, ale nigdy łatwe. Wszystko to, co czytamy o danej roślinie w Internecie – podlewać raz w tygodniu, nawozić raz w miesiącu, nie przelewać itp. – owszem, to są przydatne informacje, ale jest to tylko wskazówka, nie wytyczna, której trzeba się ściśle trzymać. Każdy dom ma własne życie. Ma różną wilgotność powietrza, różną temperaturę, nasłonecznienie. Trzeba na własnych obserwacjach nauczyć się obsługi roślin. Np. w jakim tempie przesycha podłoże, wtedy wiemy, jak często trzeba podlewać. Ja się bardzo dużo nauczyłem w ten sposób, na obserwacji swoich roślin. Tak, zanim się nauczyłem, trochę ich uśmierciłem.
Czyli trzeba po prostu wejść w relację z rośliną?
Dokładnie, w relację miłosną (śmiech).
Czy rozmawiasz z roślinami?
Wykluczone (śmiech). Mam wprawdzie film na Instagramie, gdzie krzyczę na Rhaphidophora tetrasperma, inaczej zwaną Monstera minima, ale ten filmik wziął się z tego, że wiele osób twierdzi, że krzyczy na roślinę, gdy ta nie rośnie lub choruje z niewiadomych powodów. Stąd właśnie filmik, na którym widać jak krzyczę na rafiodoforę i ona nagle powiększa swój rozmiar kilkukrotnie.
Twoi roślinni ulubieńcy?
Moją ulubioną rośliną jest dracena obrzeżona. Uwielbiam draceny za jedną rzecz – za ich drzewiasty pokrój. Bo im dracena starsza i wyższa, tym bardziej wykształcony jest u niej pień i rozgałęzienia. Wygląda jak drzewo. Czasami opadają jej dolne liście, ale to jest naturalne, bo gubiąc je, wytwarza pień.
Kolejna roślina to aloes drzewiasty, który również nie jest trudny w uprawie. Traktujemy go jak sukulent, bo magazynuje wodę w liściach. Co to znaczy? Że nie można go nadmiernie podlewać. Lepiej lekko przesuszyć, niż przelać. Mój aloes ma 1,8 metra i też wytworzył pień. Jest po prostu boski!
To te duże okazy, robiące wrażenie?
Można też dorzucić aglaonemę – jest łatwa w uprawie, ponieważ jest w stanie przeżyć w zacienionych zakamarkach mieszkania. Wiadomo, roślina potrzebuje do rozwoju światła, ale są rośliny, które poradzą sobie w zacienieniu, choć podkreślam, że nie ma roślin cieniolubnych, są rośliny cienioznośne. To oznacza, że roślina poradzi sobie, nie umrze w tym cieniu, ale jej rozwój będzie wolniejszy, a wygląd nie tak bardzo okazały, jakbyśmy sobie tego życzyli. Aglaonema występuje w wielu gatunkach. Mogą być różowe, zielone, w paski, w kropki, bardzo duży wybór, ale jeśli mówimy o home stagingu to muszą być duże okazy i najlepiej o zielonych liściach, bo takie właśnie świetnie sobie radzą z niedoborem światła. W malutkim mieszkaniu wystarczy postawić jedną dużą roślinę i kilka mniejszych. Ta duża będzie pełniła rolę dominanty, punktu, który przyciągnie wzrok kupujących.
Czy coś w ogóle może stać w łazience, w której nie ma światła słonecznego?
Znam wiele osób, które trzymają rośliny w łazience bez okna – sansewieria powinna sobie poradzić, również zamiokulkas zamiolistny, choć on jest dla mnie trudną rośliną. Tylko pamiętajmy, że nie będą one spektakularnie rosły. W łazience bez okna jest zwyczajnie za ciemno. Ciekawostką jest, że sansewieria, zwana językami teściowej, szablami lub wężownicą, nie jest już sansewierią, ale… draceną. Botanicy przyporządkowali ją do rodzaju „dracena”. Nie zagłębiałem się jeszcze w temat, ale chodzi prawdopodobnie o wygląd kwiatu, a liście sansewierii są podobne do któregoś gatunku draceny. Nie wiem, czy botanicy wykonali badania na poziomie molekularnym, genetycznym itd., no, ale koniec końców sansewieria została draceną (śmiech).
A jak kształtują się ceny roślin? Home staging jest działaniem budżetowym…
To wszystko zależy, bo są rośliny po kilkaset złotych albo nawet po kilka tysięcy. Teraz jest straszny szał na Monstera deliciosa ‘Variegata’, czyli monsterę, która ma białe smugi – dwa lata temu zapłaciłem za taką półtora tysiąca złotych, miała około metra. Taka roślina nadawałaby się do mieszkań, które są nowoczesne i ekskluzywne, w okolicy, która się ceni i jeżeli chce się zrobić efekt wow, choć nie wiem, czy kupujący mieszkanie będą w ogóle wiedzieć, co to za roślina (śmiech). Do nieruchomości low budget lepiej jednak wstawić roślinę tańszą, ale równie efektowną. Poczciwą i sporych rozmiarów Monstera deliciosa można kupić już za około 100 złotych.
Gdzie rekomendujesz, żeby kupować rośliny?
Na forach roślinnych, grupach sprzedażowych na Facebooku, na giełdach roślinnych, w kwiaciarniach, w których zawsze się kupowało. Widzę, że dużo osób kupuje rośliny w dyskontach – kupują i jakoś żyją te rośliny. Ja jednak tam nie kupuję, bo się boję szkodników, które mogą się czaić za liściem, obawiam się też, że rośliny będą przelane. Widzę jednak u innych, że te z dyskontów czy marketów budowlanych mają się świetnie.
Jako ciekawostkę wspomnę, że obserwuję na Facebooku grupę Philodendron Enthusiasts, tam pojawiają się bardzo ciekawe, rzadkie rośliny, np. Philodendron spiritus-sancti. I taka sadzonka, no powiedzmy, pięć liści – kosztuje 20 tysięcy lub więcej…
Niezła cena – to może dlatego niektórzy wolą wierzyć, że „kradzione lepiej rośnie” i zerwać sobie kilka listków na spacerze?
Kojarzę też takie „kradzieże” dokonywane na korytarzach, klatkach schodowych w blokach – ktoś przechodzi i: „ach, uszczknę sobie…”. A czy to lepiej rośnie? Nie wiem (śmiech), aczkolwiek mi też się zdarzyło „ukraść” sadzonkę z moich podróży, ale to ciii…
Czy masz jakieś specjalne patenty, które się zawsze sprawdzają?
Moim patentem na rośliny jest to, żeby ich nie przelewać, bo wszyscy nadmiernie podlewamy. Dużo wody, to będzie lepiej rosła. No właśnie nie! Lepiej przesuszyć roślinę niż ją przelać. Nadmiar wody często doprowadza do zgnilizny korzeni, która po czasie przemieszcza się w nadziemną część rośliny. Wtedy roślina kaput.
A co powiesz o przenoszeniu roślin? Bo czasami jest tak, że homestagerki wędrują z tymi roślinami – czy rośliny lubią takie przeprowadzki?
To zależy od gatunku. Jest taka roślina, Ficus benjamina, który tego kategorycznie nie lubi. Gubi liście. Wystarczy tylko doniczkę przekręcić! Zrzuca dlatego, że liście, które są już obecne na roślinie, zostały wytworzone pod odpowiednim kątem do światła. Jeżeli przestawimy doniczkę, ten kąt zostanie zaburzony. Ten gatunek fikusa nie jest jak inne rośliny, które po przestawieniu potrafią odwrócić blaszkę liściową w stronę światła. Niestety Ficus benjamina musi zrzucić liście, aby wytworzyć nowe pod odpowiednim kątem.
Ale nie wszystkie są takie wrażliwe?
Dracena marginata jest wytrzymała, Monstera deliciosa również. Innymi fajnymi roślinami są Sansevieria, Zamioculcas zamiifolia, Ficusa elastica, Aglaonema jako rodzaj, Epipremnum aureum, Philodendrony, generalnie – spora część roślin z rodziny obrazkowatych. Choć np. begonie często nie lubią zmian, ale ja ich nie polecam do wnętrz sprzedażowych, bo nad begoniami trzeba trochę poskakać. Przy przenoszeniu z jednego mieszkania do drugiego należy tylko zwrócić uwagę na panującą pogodę, bo gdy jest wietrznie i chłodno, to roślinę może przewiać, a ta odreaguje to np. zrzucaniem lub żółknięciem liści. Ogólnie zmiany miejsca roślin w mieszkaniu są pozytywne i nawet wymagane, wtedy gdy nie chcą one odpowiednio rosnąć. Powinna się nam zapalić lampka, że coś jest nie tak. Wtedy należy kombinować i przestawiać w różne miejsca, aby sprawdzić, które stanowisko w mieszkaniu będzie najbardziej odpowiednie.
Przenoszenie skojarzyło mi się z filmem „Leon zawodowiec”, gdzie tytułowy bohater wszędzie zabierał swoją roślinkę…
To była chyba Aglaonema ‘Silver Queen’, wiecznie tarmoszona, biedna. Ale nadaje się na przenoszenie i dłuższe okresy zaniedbania czy przesuszenia, zacieniony kąt też przeżyje.
A czy przenoszenie to może być patent na rośliny w zacienionym miejscu? To znaczy: po pobycie w łazience przenieść je na „regenerację” do światła słonecznego?
Tak, dla takich roślin jak zamiokulkas, sansewieria czy epipremnum. Nawet skrzydłokwiat by sobie poradził, ale on niestety powinien mieć cały czas mokre podłoże – nie wilgotne, tylko mokre, więc do home stagingu raczej się nie nadaje.
Must have na koniec?
Kaktusy! Duuuuży kaktus – no rewelacja w mieszkaniu! Ale uwaga – i kaktusy podlewamy za dużo!
Najnowsze komentarze