Chciałabym na początku zapytać o twoją drogę zawodową, ale nie wiem od czego zacząć, bo trochę tego jest – fotografia, stylizacja, DIY, projektowanie wnętrz, a nawet… biżuterii. Powiedz, jak to się wszystko zaczęło?

Często słyszę to pytanie, ale tak naprawdę całkiem niedawno zastanowiłam się nad tym głębiej. Pamiętam, że już jako podlotek biegałam do kiosku nieopodal, a tam czekał odłożony specjalnie dla mnie numer niemieckiego magazynu Bild der Frau. Były też i inne tytuły, choć w tej chwili nie przypomnę sobie ich nazw. Już wtedy zachwycało mnie wszystko co piękne wizualnie, a tam właśnie mogłam to znaleźć. W Polsce nie było wtedy takich gazet.

Kontakt z aparatem fotograficznym miałam też już praktycznie od dziecka. Mam wrażenie, że wszystko rozwijało się bardzo naturalnie i w swoim czasie. Jednym z moich marzeń było dostanie się do liceum plastycznego, ale siła wyższa, czyli rodzic, nakazał ogólniak. I tak naprawdę dopiero po 40. roku życia postawiłam na siebie i rozwinęłam skrzydła.

Jestem totalnym samoukiem i wyznaję zasadę, że jak się czegoś bardzo chce, to wszystko jest możliwe. Warto mówić o tym światu i on nam wtedy sprzyja.

A jeśli chodzi konkretnie o stylizację – byłaś najpierw fotografką i dopiero później stylistką czy odwrotnie?

Tu nie ma żadnej kolejności. Wszystko było i jest w pakiecie. To tak jak z dylematem, co było pierwsze – kura czy jajko? (śmiech).

Co jest potrzebne, aby zostać stylistą wnętrz?  Gdzie i jak warto się szkolić w tym kierunku?

Zdecydowanie niezbędne jest samozaparcie i potrzeba samorealizacji. Do tego dochodzi odwieczne łaknienie piękna i przepis na stylistkę gotowy. Jedyne szkolenie jakie odbyłam, miało miejsce w katowickiej filii Educoncept. Bardzo miło wspominam ten czas.

Czy jest zapotrzebowanie na zawód stylistki? Czy widzisz w naszym kraju potencjał dla takich zawodów jak stylista, dekorator, projektant czy homestager?

Ja uważam, że bez tego ani rusz! Czasami ludzie myślą, że w dziedzinach które wymieniłaś, poradzą sobie znakomicie. Tak myślą, a nawet przechodzą do działania. Naprawdę, widziałam już niejedną katastrofę stylizacyjną przez takie podejście. Do niczego dobrego to nie prowadzi. Chociaż już jest zdecydowanie lepiej, bo z roku na rok tego typu usługi są coraz bardziej pożądane. Jednak, żeby klient był zadowolony, my stylistki, dekoratorki, projektantki

czy homestagerki musimy go „zaczarować” swoją pracą i pokazać mu profesjonalizm. Wtedy będzie wiedział za co płaci i jest szansa, że będzie chciał kontynuować tę współpracę.

Co sądzisz o home stagingu? Czy zdarzyło ci się pracować przy tego typu projektach?

Tak, zdarzyło mi się i czasami nadal zdarza. To raczej nieuniknione przy mojej profesji (śmiech), choć niekoniecznie pod tą nazwą, ponieważ ja najczęściej pracuję przy stylizacji przestrzeni komercyjnych, np. salonów meblowych. Wówczas zastaję na miejscu ekspozycję, a zajmuję się całą florystyką, ustalam co gdzie ma stać, po prostu „ubieram salon od nowa”. Przy sesjach zdjęciowych hoteli czy restauracji decyduję na przykład jakie potrawy mają się znaleźć na stole. Przy wnętrzach mieszkalnych też zdarza mi się pracować, niedługo będę miała właśnie tego typu sesję w Gdyni. Meble będą jakie tam zastanę, a wiadomo, że do sesji fotograficznej trzeba będzie to miejsce ulepszyć. Ja najczęściej pracuję na dodatkach i na kwiatach.

Często homestagerki zastanawiają się, jak powinna przebiegać współpraca z fotografem, aby efekty ich pracy nie „zgubiły się” na zdjęciach – masz tu jakąś podpowiedź?

Odpowiednie flow z fotografem to podstawa. Bywa tak, że ja sama również współpracuję z fotografami, bo przy niektórych zleceniach nie robię wszystkiego sama, tylko następuje podział pracy. Musimy wówczas stworzyć jedną, spójną całość, aby efekt był zadawalający. Wtedy nie ma podziału, że ktoś jest ważniejszy w danej realizacji – jest współdziałanie. Jeśli tego nie ma, duet nie przetrwa.

Czy homestagerkom jest potrzebna podstawowa wiedza fotograficzna, na przykład z zakresu kompozycji?

Taka wiedza jest bardzo ważna. Ja na przykład jako fotograf widzę wszystko już „kadrami”, nawet jeśli w danym projekcie zewnętrznym jestem w innej roli – stylistki. To wszystkim ułatwia pracę, bo wiem dokładnie, jaki efekt chcę osiągnąć. Wtedy współpraca idzie w zawrotnym tempie. Kilka edycji z rzędu, na targach Warsaw Home prowadziliśmy w strefie Archiday warsztaty – jak przygotować miejsce, jak je wystylizować i jak sfotografować. Można się było wtedy dużo nauczyć, od zera do stworzenia gotowej aranżacji. Aktualnie prowadzę kompleksowe kursy fotografii kulinarnej.

A może podzielisz się z nami jakimś stylizacyjnym patentem, który byłby przydatny dla homestagerek?

U mnie patentem jest mój styl (śmiech). Bo mając wypracowany swój styl o wiele łatwiej się pracuje, a patenty wyrastają wtedy jak grzyby po deszczu.

A gdybym miała wskazać jeden element, który warto stosować, byłyby to aranżacje florystyczne. Bukiety robią robotę. Ja wykonuję je sama, bo jestem też florystką, a w ogóle to taka ze mnie „baba-orkiestra” – ogarniam wszystko (śmiech).

W jakich obszarach teraz pracujesz?

To bardzo aktywny czas, mimo niedawno złamanej stopy (śmiech). Jak już wspominałam, szkolę kursantki ze stylizacji i fotografii, szykuję się też do sesji plenerowej dla marki Prosecco. Następnie mam sesję mieszkania klientki,

która urządziła swoje lokum meblami firmy, dla której fotografuję. Przełom sierpnia i września to stylizacja Moxy Hotel w Szwajcarii i Niemczech. Potem chwila wytchnienia na Meetblogin czyli zjeździe blogerów wnętrzarskich.

A więc dzieje się!

Zoyka

Dyplomowana fotografka i dekoratorka wnętrz, reżyserka produktowych sesji zdjęciowych, blogerka i założycielka grupy Stylowe Stoły Zoyki.

zoykahome.pl